Loading...

Józef Kłyk

Bojszowianin Józef Kłyk rozsławił swą rodzinną miejscowość w Polsce i wielu krajach przy pomocy… westernu. Jego filmowa trylogia o Dzikim Zachodzie opowiada o losach Ślązaków, którzy za chlebem powędrowali aż do Teksasu.
Swe zamiłowanie do filmu Józef Kłyk odkrył w wieku kilkunastu lat. Jako siedemnastoletni chłopak zatrudnił się w kinie objazdowym, pomagając operatorowi. Było to w 1967 roku. W tym samym czasie nakręcił swój pierwszy film, parodie Charlie Chaplina, później przyszla kolej na Harolda Lloyda, Bustera Keatona i inne gwiazdy kina niemego. Potem był 50-minutowy paradokument „Ku Polsce”, o losach powstańców śląskich. Filmy te były kręcone kamerą amatorską tzw. ósemką.
„Dzisiaj mogę powiedzieć, że realizując te filmy, narażałem się nieraz na śmieszność. Ludzie pukali się w czoło, nie wierzyli, że z tego może coś być” – wspomina Józef Kłyk – „ale na projekcjach była zawsze pełna sala i to dodawało mi sił.”


AMERYKAŃSKIE ŚLADY

Nic nie wskazywało no to, że zacznie kręcić westerny. Do czasu, gdy w jego ręce wpadła książka o pewnej osadzie w Teksasie, o swojskiej nazwie Panna Maria. W osadzie tej mieszkali sami… Ślązacy. Wtedy to Józef Kłyk przypomniał sobie, że właśnie w Bojszowach są ślady owych „amerykańskich Ślązaków”. Przywołuje tu pana Dubiela, który mieszkał w Teksasie przez wiele lat, a potem powrócił do Bojszów i pasł krowy. Często opowiadał o Teksasie, a jak go pytano, gdzie jest ta Ameryka, to odpowiadał: „Tam, kaandy słońce zachodzi” i pokazywał na niebo nad lasem. Innym Bojszowianinem, który przez jakiś czas mieszkał w Ameryce był Pietrek Sklorz, dla którego własność prywatna, na wzór amerykańskich, była świętością. Tuż przed wybuchem wojny, w 1939 mówił: „Jak bydzie wojna, to niech się ta strzelają, byle do mnie na plac nie wchodzili”. Jednym słowem był to kowboj całą gębą, ale Niemcy niestety nie uszanowali jego własności. Weszli na plac i go zastrzelili… Potem były opowieści, dziś 84-letniego, Emanuela Uszoka, który Amerykę zjeździł wzdłuż i wszerz.

PIERWSZE SUKCESY

I z tych drobnych śladów powstał pierwszy bojszowski western. Nosi on tytuł „Człowiek znikąd”. Jest to historia Ślązaka, Wawrzyna Złotki, który podczas zaborów ucieka do Ameryki i ląduje w Teksasie, gdzie spotyka swego rodaka.
Film ten otrzymał nagrodę dziennikarzy podczas Festiwalu Filmów Polskich w Gdyni. Józefa Kłyka uhonorowano za „dotarcie do korzeni kina i za wybitne walory artystyczne”. Potem, joka ciekawostka, wyświetlany był w kinach studyjnych całej Polski. O twórcy „Człowieka znikąd” również nakręcono film pt.”Wanted” (Poszukiwany – przyp. I.W.) Film zrealizowała Barbara Poznański. Kanadyjka pochodzenia polskiego. Emitowała go telewizja amerykańska i kanadyjska. Dzisiaj Barbara Poznański mieszka w Polsce i zajmuje się produkcją filmów reklamowych. Niedawno, kiedy kręciła „spota” z udziałem amerykańskiego kowboja, po rekwizyty, zgłosiła się do…Józefa Kłyka. Udostępnił, a jakże, kapelusz, kolta, i kilka innych drobiazgów. Dzięki czemu kowboj, reklamujący chipsy jest „jak żywy”.Dalsze losy Wawrzyna Złotki odnajdujemy w kolejnym westernie Kłyka „Full śmierci”, który powstał w latach 1984-86. Główny bohater naraża sie organizacji Ku Klux Klan i postanawia wracać do kraju, do rodzinnych Bojszów.

 

UŁAŃSKA FANTAZJA

Jak się dowiadujemy, ta niesamowita historia, mogła wydarzyć się naprawdę. Losy Ślązaków w Teksasie zostały bowiem dość szczegółowo opisane w ksiązce Thomasa Lindsaya Bakera „Historia najstarszych polskich osad w Ameryce”. Okazuje się, że miejscowość Panna Maria rzeczywiście istnieje i, że jest to największe skupisko Ślązaków w Stanach Zjednoczonych. Naczytawszy się i nasłuchawszy tych wszystkich opowieści Józef Kłyk stwierdził, że krajobraz bojszowski jest podobny do teksaskiego. Rzeki Gostynka i stary, piękny Korzyniec śmiało mogą „zagrać” w jego filmach amerykańska Rio Grande i San Antonio. Do tego doszło „uduchowienie” Bojszowian i ułańska fantazja niektórych z nich. Ze szczególnym sentymentem twórca trylogii mówi o Tomaszu Rogalskim, który nie tylko odtwarzał role w bojszowskich westernach, ale przede wszystkim użyczał swego gospodarstwa, które zamieniało sie w saloon, bank i stajnie. Ponadto pożyczał swoje konie. W tygodniu pracowały na roli, natomiast w niedziele stawały sie mustangami, unosząc na swych grzbietach, zdecydowanych na wszystko kowbojów z koltami u boku.

OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA

Ostatnia część trylogii „Wolny człowiek” powstała jedenaście lat temu, lecz dopiero teraz udało się ją udźwiękowić. Stało się to dzięki pomocy Zespołu Realizatorów Wideo KWK „Piast” w Bieruniu oraz dyrektora kopalni Józefa Borycza.
W tym trzecim filmie główny bohater, Wawrzyn Złotko ginie, ponosząc śmierć, w imię obrony prywatnego mienia, podobnie jak wspomniany już Pietrek Sklorz. W ten sposób Józef Kłyk oddał hołd temu człowiekowi. Obecnie powstają kopie trylogii, powielane w technice wideo. Bojszowianie będą mogli zobaczyć świat, który już nie istnieje. Dzięki filmom Kłyka udało się go ocalić od zapomnienia, utrwalając na taśmie filmowej. Wiele budowli przeniesiono do skansenów, niektóre zostały rozebrane, a jeszcz inne spłonęły. Do muzeów trafiły również powozy i bryczki. Wielu aktorów już dzisiaj nie żyje. Przez filmy kłyka przewinęło się bowiem około 400 osób. Tylko saloon jest ciągle na swoim miejscu – w piwnicy prywatnego domu realizatora. mozna w nim znaleźć mnóstwo rekwizytów. Czasami oryginalnych przedmiotów, czasami atrap, wykonanych przez reżysera dla potrzeb swych dzieł.

BOJSZOWY SŁAWNE

Józef Kłyk, aktor, reżyser, scenograf, charakteryzator, operator kamery i realizator w jednej osobie, rozsławił Bojszowy na całym świecie. Zjeżdżały tu bowiem ekipy filmowe ze Stanów Zjednoczonych, Niemiec, Austrii, Kanady. Polscy reżyserzy poszukiwali na planie filmowym Kłyka aktorów-naturszczyków do swoich dzieł. Wszyscy obiecywali pomoc, lecz nigdy nie pomogli…

FOT. ARKADIUSZ GOLA / POLSKAPRESSE